Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.I.djvu/49

Ta strona została skorygowana.
39
25 CZERWCA

kiéj i dość dobréj drodze. Mnie słońce w Korczyku już zapadać zaczęło, a gdym na groblę wyjechał, kierując się daléj, już pastuszkowie na nocleg konie wiedli, xiężyc w pełni, zastępca słońca, wypłynął na niebiosa i przyświécał, razem z łuną zachodnią — wjechałem w piękny i gęsty las, który czerwcową wonią świéżości i wiosny, cały oddychał. I ja szeroką piersią połykałem to powietrze, tak czyste, tak zdrowe, zapachem rozkwitłych kwiatów i rodzinnéj ziemi przesiękłe. Noc była cicha, srebrzysta, pachnąca, roskoszna, słowiki ją śpiéwały koło mnie; wolno ciągnąłem się zaroślami i lasem; a gdy już xiężyc dobrze wypłynął na niebo, dojechałem do tartaku w lesie, gdzie karczemka nad stawem, otoczonym borem zewsząd i kilka chatek stoi. Oświeconemu xiężycem w pełni, tak mi się obraz dzikiego ustronia, ciszy głuchéj przerywanéj tylko piłą tartaku i krzykiem kaczek dzikich podobał, żem nie chcąc dojeżdżać do Szepetówki, postanowił tu zanocować. I nie żal mi było tego postanowienia, w miasteczku gwar, żydowstwo, niepokój; tu wieś, cisza, głuchy las — i tak