iwnego jak lekcji, całéj anegdoty, o posągu Wellingtona w Londynie.
Czułem na widok tego pokoju, prawdziwe wzruszenie, które mi psuło, nieznośne szczebiotanie turystek, pokój ten człowieka tak znakomitego jak H. Worońcowa, tak powszechnie uwielbianego i ukochanego, przejmował mnie przywodząc na myśl, tyle dobrych, tyle szlachetnych uczynków przytomnego tu jeszcze duchem Hrabiego. Chciałem dójść z pozostałych tu sprzętów i odgadnąć tajemnicę téj tak pełnéj, pięknéj exystencji, którą otaczają błogosławieństwem całego miasta, całego kraju; która znaczy lata swoje dobrodziejstwy cichemi, użytecznemi przedsięwzięciami i pozyskaniem serc coraz większéj liczby; — serc wszystkich, co mają szczęście ku niéj się przybliżyć.
Jakżem żałował, że Hrabia był w podróży i żem go choć zdaleka zobaczyć nie mógł. Kilka razy spotkałem tu jego szlachetne rysy, w portrecie przez sławnego Lawrence malowanym i kopjach z niego, ale to co mogłoby wystarczyć prostéj ciekawości, nie wystarczało prawdziwéj czci i uwielbieniu. Tak
Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.II.djvu/55
Ta strona została przepisana.
53
15. LIPCA