Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.II.djvu/59

Ta strona została przepisana.
57
15. LIPCA

ściwą, smutną, mizerną, i chorą. Żal mi zawsze drzew, którym rosnąć każą w mieście, patrząc na nie widzisz, jak im tu niewygodnie i ciężko żyć.
Nasza przenudna pani, ciągle jeszcze szczebiotała wzgardliwie aż do wyjścia, ona mi tak popsuła odwiedziny pałacu Worońcowa, że postanowiłem odwiedzić go raz drugi, aby swobodniéj i bez tego szatańskiego a głupiego negacyjnego uśmiéchu, przejrzeć na nowo wszystko, co tu jest godném widzenia.
Po co nasi panowie, nasze panie jeżdżą za granicę? żeby powrócić do kraju nie lepszemi i milszemi, ale wzgardliwemi, smiésznemi tylko. Jadą tam udawać Hrabiów i magnatów, powracają małpować rozumnych i uczonych dla tego, że widzieli Muzeum florentskie, i gawronili na arcydzieła, których nie starali się ani pojąć, ani potrafili uczuć. Ta pani, nigdy, jak słyszałem, nie chodzi na Operę w Odessie, dla tego, żeby się nie skompromitować i nie dać zapomnieć, że słyszała ją w Neapolu i Medjolanie, że słyszała w Paryżu — Tamburini, Ru-