Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.II.djvu/71

Ta strona została skorygowana.
69
16. LIPCA

kości, szczegółową przedażą. Sam gospodarz nieco daléj przy beczkach, czoło z potu pracowitego ociéra. A co za nieoszacowane grupy, oświécone kilką świéczkami z długiemi knoty, wśród cieniów tam i sam porozrzucane, w kapeluszach, w czapkach na bakier, popodpiérane nad stoliczkami, ukazują się w głębi mroku. Wszyscy palą fajki lub cygara, niektórzy grają, zapach wina, romu, wódki, przepełnia powietrze, rozmowy ożywione naturalnie trunkiem, w tylu i tak rozmaitych językach, postaci tak różne i często tak przy swéj trywjalności dobitne i malownicze. Ciekawy to doprawdy widok i ma coś w sobie tak hoffmanowskiego, że kto czytał powieści biédnego niemieckiego poety, przypomni sobie mimowolnie owe szynkownie niemieckie, będące często teatrem piérwszych ich scen. Pije tu pospólstwo, a niekiedy mieszczanie rzemieślnicy, średnia klassa miejskiéj populacji; w większéj jednak liczbie tych szynkowni, przedają tylko wina bessarabskie i krymskie, a te jako tanie, a nie wyśmienite, przeznaczone są wyłącznie dla ludu.