Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.III.djvu/235

Ta strona została przepisana.
233
5 SIERPNIA.

pojść, aż do najskrytszych tajników ubioru, wjeżdza się znowu w przedmieście jeszcze daléj ciągnące, podobnego oblicza, ale coraz malejące, rzadsze, niklejsze. Tu jeszcze składy, sklepiki, gospody.
Po piasku już wjeżdzamy w tak zwany lasek lewszynowski, topoli, tamarysów i akacji. Tu czuć tylko miasto blizkie, ale go już nie widać. Igła Sobornéj Cerkwi i kilka wieżyczek, trocha morza w końcu ulicy; oto co z niego pozostało.
Na lewo mimo ziemlanek i studni bierze się drogą po pod górą ciągnącą pasmem, wysadzaną tamarysami, brzostami, topolami; ku Limanowi Chadzi bejskiemu. Liman widać już na prawo, w lewo góry, po pod górą gdzieniegdzie, mniej więcéj strojne domki z balkonikami, ogrodkami, obok nich biédne ziemlanki — Smętarzyk niemiecki przemknął się nam nade drogą. Coraz bliżéj Liman podchodzi z prawéj strony, i coraz czujemy go mocniéj w oddechu. Stoją na brzegach lazienki do kąpieli w wodzie i błocie, gdzie chorych okładają mułem i na słońcu pod szkłem kładą, aby z nich wszystko złe wy-