Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.III.djvu/272

Ta strona została przepisana.
270
1 WRZEŚNIA.

Toż jako wił wianki
Gdy szczęście sprzyjaźliwe, do ostatniéj ścianki,
Aż nad sam Dniestr przepadną, kędy Czerni siła
Z wodzem Alexandryjskim zawarła się była,
Nad nasze okoliczne twierdzy téj ufając,
Jako inszych postrzegą w miasto już wpadając,
Niepodobnym nawałem ku nim się wysuną,
I z razu za przychylną złości swėj fortuną,
Potężnie im odeprą. Jednak popędzeni
Do miasta w tymże, trzy dni tam zamknieni
Dużo się otrzymali. Nakoniec z tym przyślą
Że acz z gwałtu poddawać jeszcze się nie myślą.
Wszakże jeśli Winnica swoich nie obroni,
Gdzie czuli o potędze; nie będą i oni
Tak uporni. Bo cóżby czynili inszego?
Prócz chcąc się tu wybawić, czego wnet gorszego
Doczekali od owych? Przeto piérwej głowy
Niechby się dopinali. A tu ich gotowy
Czeka pokłon. Jakoż się Hetmanowi zdało
Przypaść na to, ile gdy i naszych nie mało
W tych odwagach ginęlo, i żeby z tym prędzéj
Pośpieszyć ku Winnicy, gdzie co daléj więcéj
Chinury téj przybywało. Zaczym tam rozkaże,
Podnieść znaki i przeciw miastu się pokaże
Wzgórę z wojskiem. A Bohun wiadomość tę wziąwszy
Umknie do Monasteru; kędy się zamknąwszy
Nie tylko ich obroni, ale na gotowe
Naszych wniki narazi. Gdy w tym przez szturmowe