Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/100

Ta strona została przepisana.

statecznych objaśnień od żołnierza straż pełniącego, Jerzy zbliżył się do podróżnych.
Ujrzawszy przed sobą kobietę, ukłonił się z uszanowaniem, na co oddano mu ukłon cokolwiek dumny.
— Życzeniem pani jest wejść do naszego obozu? — zapytał.
— Tak jest — odparła młoda kobieta — jestem księżniczka Wanda C. W ważnej sprawie pragnę widzieć się z generałem Bonaparte.
— Czy posiadasz pani listy polecające?
— Nie — odparła po chwili — a jednak muszę się widzieć z generałem.
Jerzy się zawahał. Wanda patrzyła tak błagalnie, tyle było prośby i smutku w jej oczach, iż nie miał odwagi dać jej odmownej odpowiedzi.
— Przedstawię generałowi żądanie pani — rzekł, poczem uderzywszy konia ostrogą, pomknął, jak wicher do gromadki oficerów.
Nie długo przybyli czekali na jego powrót; niebawem stanął przed księżniczką, mówiąc:
— Generał Bonaparte udzieli pani jutro żądanej rozmowy. Dzisiaj uprasza, ażebyś zechciała udać się do poblizkiego miasteczka; mam rozkaz odprowadzenia pani i wyszukania dla niej kwatery.
— Przyjmę tę usługę z wdzięcznością — odrzekła księżniczka — widzę, iż zdobyłam sobie względy generała.
— Wspomniałem generałowi, iż niepodobna jest podejrzywać pani o złe zamiary, jakkolwiek jesteś cudzoziemką.