Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/101

Ta strona została przepisana.

— Skądże dowiedziałeś się pan o tem?
— Zdradził panią akcent mowy.
— Istotnie jestem rodem z nad Wisły — mówiła księżniczka — w sprawie osobistej tutaj przybyłam.
W kwadrans później dojechano do miasteczka, gdzie księżniczka zamieszkała w wygodnym domu. Młody oficer, spełniwszy swój obowiązek, pożegnał się z księżniczką Wandą, obiecując zawiadomić ją, o której godzinie generał nazajutrz będzie mógł udzielić jej posłuchania.
Nazajutrz Napoleon od samego rana siedział przy stole, pokrytym mapami, i wytykał na jednej z nich szpilkami drogę, którą zamierzał iść aż do Wiednia.
Był w dobrym humorze, to też chwilami nucił jakąś piosnkę fałszywym głosem, gdyż muzykalność nie leżała w sferze jego zdolności. Po chwili wstał i przybliżył się do stolika, na którym stała szklanka i karafka z winem czerwonem, ale zanim wziął ją do ręki, zapukano do drzwi, więc powrócił do stołu i kartę z wytkniętą szpilkami drogą zasłonił.
— Proszę — rzekł, uskuteczniwszy tę czynność.
W drzwiach ukazał się Jerzy i oznajmił gości.
— Niech wejdą — rzekł Napoleon.
Na progu stanęła Wanda ze starszą swą towarzyszką. Bonaparte postąpił ku księżniczce i skłoniwszy się, rzekł:
— Wiem, kto pani jesteś, ale teraz muszę zapytać, w jakim celu do mnie przybywasz?