Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/110

Ta strona została przepisana.

madka, którą tworzyli: Jerzy, wierny Piotr i Jan Miara, stary sługa rodziny księżniczki Wandy, wysłany przez nią w wiadomym celu odszukania młodego księcia. Opodal czekało dwóch żołnierzy, trzymając konie Bonapartego i Klebera.
Jerzy i stary Piotr towarzyszyli wszędzie Napoleonowi, byli przy wzięciu Mantuy i pod Neumark; widzieli upadek Austryi i tryumf tego, którego uwielbiali. Entuzyazm ich dla bohatera zwiększał się z każdym dniem; rozmawiali teraz o nim z uwielbieniem.
— Pamiętam moje zdziwienie, gdy po nużących bojach przybyliśmy do Paryża — mówił Jerzy — byłem pewny, iż czas pobytu w stolicy generał poświęci na odpoczynek, tymczasem cóż on czyni? Uczy się, uczęszcza codziennie na sesye do różnych instytucyj, wróciwszy zaś do cichego swego domku, robi skrzętnie notatki ze swych studyów. Nie długo też bawiliśmy w Paryżu; myślałem, iż będę mógł odwiedzić Roche-Marie, tymczasem właśnie tego wieczora, kiedy zamierzałem prosić generała o urlop, rzekł do mnie: „Powierzono mi dowództwo w wojnie z Anglią, udajemy się przeto do Egiptu”.
Naturalnie, iż ani wspomniałem, o moich projektach.
— Opowiedz mi pan o mieszkańcach Roche-Marie — rzekł Miara. — Zdaje mi się, dużo miejsca zajmują oni w twem sercu.
Jerzy zaczął opisywać rodzinę poczciwych rybaków, czcigodnego księdza Melwy i ani się spo-