Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/122

Ta strona została przepisana.
IX.

We dwa dni po owej nocy burzliwej, armia francuska stała w szyku bojowym nieopodal miasta Gizeh, czekając na starcie się z kawaleryą turecką. Napoleon Bonaparte na czele oficerów głównego sztabu, wśród których znajdował się i Jerzy, czynił przegląd wojsk, objeżdżając po kolei wszystkie pułki. W dali widać było wzbijające się w górę kłęby kurzawy, którą sprawiały konie zbliżających się nieprzyjaciół. Napoleon posępny, chwilę wpatrywał się w wroga poczem wskazał szablą na grobowiec Cheepsa, oświetlony właśnie promieniami jasnego słońca.
— Żołnierze! — zawołał — z wysokości tych piramid czterdzieści wieków patrzy na was!
Szeregi zadrżały, zakołysały się sztandary, a z ust tysięcy żołnierzy wyrwał się potężny okrzyk:
— Niech żyje rzeczpospolita! Niech żyje Bonaparte!