Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/126

Ta strona została przepisana.

— Dostaniesz dziesięć funtów szterlingów, jeżeli za trzecim strzałem zdruzgoczesz wielki maszt na statku francuskim.
— Jeden wystarczy — odpowiedział stary lakonicznie.
Rzeczywiście, po chwili rozległ się potężny huk działa i na „Łabędziu“ padł strzaskany maszt wielki. Statek, jak ptak o obciętem skrzydle, słabe tylko wykonywał ruchy, załoga francuska uciekła się teraz do broni, ale przewaga Anglików była zbyt znaczna. Po pewnym czasie ucichły strzały, i rozpoczęto układy. Po naradzie z oficerami, komendant „Łabędzia” postanowił się poddać, obrona bowiem była niepodobieństwem. Anglicy zwyciężyli, co było zresztą, do przewidzenia, biorąc pod uwagę rozmiary i załogę obu statków. Wszyscy poddali się z rezygnacyą losowi, wszyscy prócz Piotra, który wpadł w taką rozpacz, że Jerzy się obawiał, aby nie popełnił jakiego szaleństwa.
Po zbliżeniu się do siebie obu statków, Anglicy założyli od jednego do drugiego pomost, po którym parlamentarz przeszedł na pokład „Łabędzia.” Jakież było jego zdziwienie, jaki gniew, kiedy nie znalazł tutaj Napoleona!..
Lubo wielce był strapiony pomyłką, którą popełnił, Sidnej Smith, jako prawdziwy dżentelman, grzecznie poprosił jeńców, by przesiedli się na pokład jego statku. W kwadrans ruszono w dalszą podróż.
Jerzy jak najspokojniej znosił swój los, przechadzając się po pokładzie i zamieniając ceremo-