mu bardzo uważnie: wysoki nad wiek, szczupły, zręczny, a przytem poważny, łączył w sobie wdzięk z pewnością i spokojem ruchów.
Tak dotarli, słowa do siebie nie przemówiwszy, do starej części Paryża. Wśród ulicy, na którą weszli, wznosił się dom architektury gotyckiej. Tam poprowadził oficer chłopca; sień była zamknięta; nacisnął sztuczną sprężynę, ukrytą w rzeźbach, zdobiących starożytne drzwi; podwoje rozwarły się cicho, ukazał się przed nimi długi, ciemnawy, o kamiennej podłodze korytarz. Minąwszy go, dostali się na schody, te zaprowadziły ich na pierwsze piętro, tu znowu stare rzeźbione drzwi zagrodziły im drogę. Oficer zastukał trzykrotnie; znak ten musiał być umówiony, gdyż otworzono mu natychmiast. Na progu ukazał się starzec wysoki, chudy, kościsty, ubrany w czarną suknię, przypominającą krojem sutanny księże; głowę jego o lśniącej łysinie otaczał wieniec włosów gęstych i jak śnieg białych; typowy był to starzec: twarz jego o rysach wydatnych miała wyraz łagodny, czarne oczy błyszczały szlachetnym ogniem, a były tak przenikliwe, iż na kogo spojrzały, temu się zdało, że w głąb jego duszy patrzą, że najskrytszą myśl wyczytać są zdolne. Uśmiechem pełnym. dobroci powitał wchodzącego oficera.
— A to kto? — zapytał, wskazując wzrokiem chłopca.
Zamiast odpowiedzi oficer zadał nawzajem pytanie:
— Czy wiecie, mistrzu, co się stało w Paryżu?
Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/13
Ta strona została przepisana.