Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/158

Ta strona została przepisana.

warzyszami, hrabina podważyła przy ich pomocy leżący na brzegu tarasu głaz wielki, ażeby zmiażdżyć nim Jerzego, jako stronnika Napoleona, którego nienawidziła, gdyż był ulubieńcem ludu, a lud ten męża i syna jej zabił. Tymczasem cios, przygotowany przez zaciętą w gniewie kobietę, nie w Jerzego ugodził. Oto hak, tkwiący w kamieniu, zaczepił za suknię hrabiny i pociągnął ją w przepaść. Okrzyk przerażenia rozległ się na górze i na dole.
— Matko! matko moja! — wołał rozpaczliwie Jerzy i rzucił się ku nieszczęśliwej, która krwią zbroczona leżała nieprzytomna.
Młodzieniec, ukląkłszy przy niej, okrywał pocałunkami jej siwe włosy i ręce:
— Matko moja, spojrzyj na mnie — szeptał — to ja, syn twój, syn jedyny!
Hrabina zwolna otwarła powieki. Wzrok jej błędny zatrzymał się na twarzy Jerzego i nagle w źrenicach jej błysnęło światło rozumu.
— Jerzy! — szepnęła — syn mój!...
I dźwignęła się o własnych siłach, obejmując ramieniem klęczącego.
— Ty żyjesz? — zapytała — nie zamordowano cię, moje dziecko!
— Żyję, matko — odparł Jerzy, tuląc się do niej, a zbawcą moim jest Napoleon Bonaparte.
Z ust hrabiny wyrwał się okrzyk zdziwienia, zadrżała i usunęła się bezwładna na ziemię. Znowu leżała nieruchoma, z oczyma zamkniętemi, znaku życia nie dając... Po chwili jednakże pod-