Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/162

Ta strona została przepisana.

Troskliwa opieka, którą go otoczyła rodzina poczciwych rybaków, ksiądz Melwy i żona jego, księżniczka C., sprawiły ten cud prawdziwy.
— Więc księżniczka Wanda przebywa tutaj?
— Znaleźliśmy ją w ruinach zamku de Kerguerion. Dziś śliczna jest, jak róża, a dobra, jak anioł. W kaplicy zamkowej odbył się ślub młodej pary, ksiądz Melwy związał im ręce stułą. Obecnie kapitan wybiera się na wojnę, opisy zwycięstw odniesionych przez naszych pod Ulmem i Austrelitz rozbudziły w nim żyłkę wojskową.
— A cóż żona na to?
— Tego nie wiem.
Tak gawędząc, dobili do brzegu. Mężczyzna w szarym surducie zapłacił hojnie rybaka i z towarzyszami wysiadł na ląd. Gdy kilkanaście kroków uszli, zatrzymał się i rozejrzał w około: zmieniło się na wysepce i w miejsce starej wieżycy wznosił się teraz kryty czerwoną dachówką, ładny pałacyk, przed którym rozciągał się obszerny taras z widokiem na morze. Na tym tarasie siedziała właśnie młoda kobieta, a obok niej starzec-kapłan pochylony nad książką. Byli to dawna księżniczka Wanda i ksiądz Melwy.
Wkrótce na tarasie ukazał się Jerzy de Kerguerion, podał żonie ramię, i wszyscy przeszli do jadalni. Właśnie w najlepsze byli zajęci obiadem, kiedy podniosła się kotara, zasłaniająca drzwi do głównej sieni wiodące i ukazał się w niej Piotr stary, uroczystym głosem oznajmiając:
— Jego cesarska mość!