dział ukryty Szuan. Śledzili oni uważnie przybysza, nie zatrzymywali go jednakże, gdyż miał on na sobie, jak i oni strój wieśniaka bretońskiego.
Margel dotarł bez przeszkody do samego zamczyska, lecz kiedy zamierzał wstąpić w ruiny, zastąpił mu drogę wysoki, barczysty mężczyzna.
— Dokąd idziesz? — zapytał.
Margel nie był przygotowany na to pytanie, więc zawahał się w odpowiedzi.
— Coś ty za jeden? — rzucił drugie pytanie groźny chłop, stojący widocznie na warcie.
Przy tych słowach oparł ostry nóż na piersiach chłopca. Widząc, grożące niebezpieczeństwo, Margel zapomniał o tajemnicy.
— Jestem Jerzy Kermagel de Kerguerion — odparł hardo.
— Przejdź — rzekł mężczyzna, usuwając się na stronę z szacunkiem.
Margel zdumiony poszedł dalej stromą ścieżyną, prowadzącą ku głównej wieży zamczyska.
Burza się oddaliła, z daleka słychać tylko było ciche grzmoty, czasami jeszcze na zachodzie zajaśniała błyskawica, lecz spokój powracał naturze. Gwiazdy i księżyc wydobyły się z pod chmur i oświeciły łagodnym blaskiem ziemię i morze. Ale ta cisza, jakże rażącą tworzyła sprzeczność z bratobójczą walką, która toczyła się na ziemi francuskiej.
Margel szedł zwolna, rozglądał się ciekawie po starych murach zamku i pytał sam siebie:
Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/31
Ta strona została przepisana.