Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/34

Ta strona została przepisana.

rozsądek rzekł: „wróć!” Ciekawość pchała chłopca naprzód, tej słuchał. Naraz dobiegł go jakiś szmer. Był pewien, że się ktoś zbliża, więc obejrzał się, szukając wzrokiem w ścianie zagłębienia, aby się w niem ukryć, lecz nim je znalazł, dwóch ludzi zastąpiło mu drogę.
— Dokąd idziesz? — zapytali.
Margel zawahał się z odpowiedzią i to go zgubiło.
— Szpieg niezawodnie... Podsłuchał hasło i dostał się aż tutaj — rzekł jeden.
Drugi pchnął go przed siebie. Niebawem Margel ujrzał się w krypcie dość obszernej, w której dziesięciu mężczyzn w płaszczach otaczało stół; krypta była oświetlona pochodniami. Mężczyźni tutaj obradujący uzbrojeni byli w noże i mundury angielskie mieli na sobie.
— Anglicy! — wykrzyknął mimo woli Margel, nie będąc wstanie ukryć swego oburzenia.
— Nie lubisz, młodzieńcze, Anglików? — zapytał go jeden z obradujących, podniósłszy się od stołu.
— To czerwony, zabić go trzeba — dorzucił drugi.
— Szpieg za Szuana przebrany!
— Powiesić go!
— Jak on się tutaj dostał?
— Nie zwlekać z karą.
Krypta wrzała. Jerzy ujrzał się otoczonym. Niebezpieczeństwo wróciło mu odwagę, spojrzał hardo na swoich nieprzyjaciół.