Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/36

Ta strona została przepisana.

ucieknie z ruin, które go teraz grozą i wstrętem przejmowały, jako siedlisko Anglików... Lecz czyż podobna uciec, wszakże krypta pełna ludzi, usłyszą strzał, pochwycą go.
Wtem rozległy się głosy:
— Hrabina! biała hrabina!
Jerzy wychylił się ciekawie, chcąc ujrzeć kobietę, trzymającą jego losy w swym ręku, ale hrabinę otoczyli mężczyźni w płaszczach; dojrzał tylko, iż białą szatę ma na sobie i pomyślał:
— Dlatego ją nazywają „białą hrabiną”. Widziani to, że z ramion jej zwisa płaszcz ciemny i że jest wyniosłej postawy. Twarzy nie dojrzał, a była to twarz oryginalna, niezwykłej bladości z czołem przeciętem świeżą, czerwoną jeszcze blizną. Od młodych rysów, zmarszczkami jeszcze niepooranych, odbijały dziwnie śnieżnej białości włosy; na staniku miała naszyte serce czerwone, będące godłem rojalistów, a zwłaszcza Szuanów i Wandejczyków. Jerzy nie widział jednak tych wszystkich szczegółów; usłyszał tylko, iż jeden z obecnych wspomniał o schwytaniu szpiega.
— Nie mam czasu badać go teraz — odpowiedziała hrabina — strzeżcie go bacznie, a jeśli będzie potrzeba, zamknijcie mu usta.
Jerzy doznał dziwnego wrażenia; nie słowa, lecz poprostu głos mówiącej zelektryzowały go, serce poczęło bić mu gwałtownie w piersiach; byłby przysiągł, iż znał ten głos, że go już kiedyś słyszał... Postanowił koniecznie spojrzeć w twarz hrabinie i postąpił ku niej; lecz zaledwie uczynił