Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/48

Ta strona została przepisana.

I Jerzy znał przeszłość Hocha, przypatrywał się mu przeto ciekawie. Generał zwrócił się naraz do niego.
— Drugim powodem mojego przybycia na tę wyspę jest chęć wybadania tego młodzieńca, który dzisiejszej nocy był obecnym przy naszem zwycięstwie nad Szuanami — rzekł, patrząc badawczo w oczy Jerzemu — skazać go postanowiłem na śmierć, gdyż wziąłem go za wroga. Powiedzże mi, młodzieńcze, jakim sposobem dostałeś się pomiędzy Szuanów, nie należąc do nich?
— Pojechałem na wybrzeże jedynie przez ciekawość — odparł Jerzy — i dostałem się do zamku.
— Bez hasła?
— Bez.
— To dziwna rzecz... No, i cóż dalej? Dostałeś się do podziemi, wiem o tem; byłeś może świadkiem narad Szuanów?
— Stojąc w oddaleniu pod strażą, niewiele słyszałem, nic prawie.
— Widziałeś, gdzie się skryła hrabina? — pytał dalej Hoche.
Jerzy zbladł, zawahał się z odpowiedzią, poczem odezwał się głosem, który lekko drżał:
— Nie widziałem jej wcale.
Ksiądz Melwy nie spuszczał podczas tej rozmowy wzroku z twarzy ucznia. Dostrzegł on ze zdziwieniem, iż Jerzy, mówiąc: „nie widziałem”, spuścił oczy i zarumienił się.
— Czyżby skłamał? — pomyślał — lecz w jakim celu?