Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/50

Ta strona została przepisana.

I udali się do wieżycy.
— Kto jest ten chłopiec? — zapytał generał księdza — że nie jest dzieckiem ludu, to pewna.
— Jest moim uczniem i protegowanym Bonapartego — odparł Melwy z powagą — niechaj ta odpowiedź wystarczy ci na teraz, generale.
— Widzę, iż nie dowiem się od was niczego — rzekł Hoche — lecz mniejsza o to. Ufam temu chłopcu, a raczej wam, ojcze, którzy go wychowujecie... Zadam jeszcze jedno pytanie, na które może będziecie mogli mi odpowiedzieć. Czy pomiędzy tą wyspą a zamkiem niema podziemnej komunikacyi? Moi żołnierze natrafili w ruinach zamkowych na pewien rodzaj studni, która o ile mogłem się przekonać, jest połączona z dnem morskiem.
— Bardzo być może, iż połączenie istnieje, lecz i na to pytanie nic pewnego odpowiedzieć nie mogę... Poddani wykonywali w wiekach średnich stokroć trudniejsze roboty, mogli więc wykuć tajemne przejście od wyspy do zamku, lecz przypuszczać należy, iż jest ono zawalone.
— Byle istniało, gruzy z drogi łatwo usunąć można; a zresztą idzie mi tylko o to, abym mógł być pewnym, że Szuanie i hrabina uszli podziemnymi kurytarzami.
Długo jeszcze rozmawiali ze sobą, z razu o hrabinie i Szuanach, potem o Napoleonie i mocarstwach europejskich. Za pośrednictwem starego Piotra i brata jego dochodziły do wyspy wiadomości polityczne, ksiądz wiedział, co się w świecie dzieje.