Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/85

Ta strona została przepisana.

Jerzy podszedł do schodków i rzekł grzecznie:
— Zimno nam, chcemy ogrzać się przy kotle.
Majtek oddalił się, po chwili zaś wrócił, niosąc dwie grube dery.
— Okryjcie się tem — rzekł — wychodzić wam zabroniono.
Piotr, doprowadzony do wielkiego gniewu, chciał użyć siły pięści, ale Jerzy powstrzymał go.
— Pójdę rozmówić się z kapitanem — rzekł — co znaczą te komedye... To będzie najlepiej.
Wyszedł i nie napotkawszy nikogo, zbliżył się do kajuty kapitana, leżącej tuż obok ich pomieszczenia. Tam widać również nikogo nie było, bo panowała zupełna cisza. Za to w stronie kotła słychać było rozmowę. Przybliżywszy się, Jerzy usłyszał następujące wyrazy, wymówione przez kapitana:
— Chcieli jechać do Włoch, pojadą do Anglii. Dostawimy ich do Gibraltaru, gdzie przesiądą się na statek angielski. Trzeba dzisiejszej nocy zabrać im broń.
Jerzy jak mógł najciszej powrócił do kajuty i zamknąwszy starannie drzwi, rzekł:
— Wpadliśmy w zasadzkę.
Poczem opowiedział towarzyszowi, co słyszał przed chwilą.