na... Rozumie pan? Wstydzę się nawet powtórzyć. — Nie może być! Ale któż? — Pietruszka, lokaj... Targnęło mnie coś... Ja taki jestem człowiek, że półśrodków nie lubię!... Pietruszka nie winien. Ukarać go można, lecz on, według mego zdania, nie winien. — Arina, no cóż... co tu mówić? Ja, ma się rozumieć, natychmiast kazałem ją ostrzydz, ubrać w drelich i wysłać na wieś. Żona moja pozbawiona została najlepszej służącej, ale nie było innego środka... nie można przecież tolerować w domu nieporządku... Chory członek należy odciąć odrazu. No teraz, osądź pan sam, wszak znasz pan moją żonę! To przecież jest anioł... Wszak ona przywiązała się do Ariny i Arina wiedziała o tem, a jednak... w każdym razie, nie było co robić. Mnie, właściwie mnie, na długo zasmuciła niewdzięczność tej dziewczyny Już to serca... uczucia... w tych ludziach nie szukać... Paś wilka jak chcesz, a on zawsze będzie patrzył na las... Nauka idzie naprzód; lecz ja chciałem tylko dowieść panu...
I pan Zwierkow, nie dokończywszy, odwrócił głowę i zawinął się szczelnie w swój płaszcz, mężnie pokonywając pomimowolne wzburzenie.
Teraz czytelnik zapewne zrozumie, dlaczego spojrzałem ze współczuciem na Arinę.
— Dawno jesteś za mężem, za młynarzem? — zapytałem ją nareszcie.
— Dwa lata.
— I pan twój zgodził się na to małżeństwo?
— Odkupili mnie.
— Kto?
— Sawelij Aleksiejewicz.
Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.