komenduję: doskonały szlachcic, który do pięćdziesiątego roku życia cieszył się wybornem zdrowiem, potem zaś umyślił leczyć się na oczy i zzezowaciał. Od tego czasu leczy swoich włościan z takim samym skutkiem... No, a oni, ma się rozumieć z oddaniem się...
— Co za... — rzekł Kiryło Selifanowicz i roześmiał się.
— Dokończ pan, mój przyjacielu, dokończ — podchwycił Łupichin — przecież mogą pana jeszcze wybrać na sędziego i wybiorą, zobaczysz pan. Myśleć za pana będą zapewne koledzy, ale trzeba jednak, na wszelki wypadek umieć wypowiedzieć i cudzą myśl. Może nagle przyjechać gubernator, zapyta dlaczego sędzia się jąka?... Przypuśćmy, odpowiedzą, że dostał ataku paraliżu; no, to powie: puśćcie mu krew — a przyznasz pan, że w pańskiem położeniu to trochę nieprzyzwoicie.
Słodki szlachcic aż się pokładał.
— A co, jak się śmieje — ciągnął Łupichin, patrząc złośliwie na kołyszący się brzuch Kiryła Selifanowicza. — I dlaczego nie ma się śmiać? — dodał, zwracając się do mnie. — Syty, zdrów, dzieci niema, chłopów nie zastawił, leczy ich, żona ma trochę bzika. (Kiryło Selifanowicz odwrócił się trochę, udając, że nie słyszy i śmiał się ciągle). I ja się także śmieję... a moja żona uciekła z geometrą! Nie wiedziałeś pan o tem? A jakże!... Tak, wzięła i uciekła i list do mnie zostawiła: „Kochany Piotrze — pisze — wybacz; oddalam się z przyjacielem mego serca...“ A geometra z tego jej się podobał, że nie obcinał paznogci i nosił pantalony na strzemiączkach. Dziwisz
Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.