matki, miałem także i ojca. Ja go nie pamiętam. Mówią, że był to człowiek dość ograniczony, z wielkim nosem i krostami na czole, rudy i pchał tabakę stale w jedną tylko dziurkę od nosa. W sypialnym pokoju matki wisiał jego portret: w czerwonym mundurze z czarnym kołnierzem po same uszy, nadzwyczajnie brzydki. Kiedy mnie koło tego portretu prowadzono do bicia, matka w takich wypadkach zawsze pokazywała na niego, mówiąc: on by cię jeszcze lepiej! Nie miałem ani brata, ani siostry, t. j. prawdę mówiąc, miałem braciszka, z angielską chorobą w karku, ale ten wcześnie umarł... i po co angielska choroba przywlokła się aż do Kurskiej gubernii, do Szczygrowskiego powiatu? Ale nie o to idzie. Wychowaniem mojem zajmowała się matka, z gorącym zapałem obywatelki stepowej. Zajmowała się od dnia mego urodzenia aż do chwili, w której skończyłem lat szesnaście. Czy pan słucha mego opowiadania?
— A jakże, słucham, mów pan dalej.
— No, dobrze. Otóż z chwilą, kiedy skończyłem lat szesnaście, matka moja, bez najmniejszej zwłoki, wypędziła mojego guwernera francuskiego, niemca Filipowicza z greków nieżyńskich, zawiozła mnie do Moskwy, zapisała do uniwersytetu i niezadługo potem oddała Bogu ducha, zostawiwszy mi opiekuna w osobie rodzonego mego wujaszka, „strapczego“, Kołtuna-Babury, ptaszka, znanego nietylko w jednym powiecie Szczygrowskim.
Rodzony wujaszek mój, pan Kołtun-Babura, jak to się niekiedy trafia, ograbił mnie na czysto, lecz znów nie o to idzie. Wstąpiłem do uniwersytetu, trzeba oddać sprawiedliwość mej rodzicielce, przygo-
Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.