Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

wszych chwilach było mi rzeczywiście trudno, przytem i wyjazd za granicę wyczerpał ostatecznie moje fundusze, zaś z kupcówną, o młodem, lecz wątłem ciele, w rodzaju galarety, nie chciałem się żenić. Pojechałem do siebie na wieś. Zdaje się — dodał — spojrzawszy na mnie z boku, że mogę pominąć milczeniem pierwsze wrażenia życia wiejskiego; wzmianki o piękności natury, cichej rozkoszy samotności itd.
— Może pan — odrzekłem.
— Tembardziej — ciągnął mój sąsiad — że to wszystko jest głupstwo, przynajmniej o ile mnie dotycze. Ja na wsi nudziłem się, jak szczeniak w zamknięciu, chociaż, przyznam się, że kiedy po raz pierwszy, na wiosnę, przejeżdżałem przez gaj brzozowy, zakręciło mi się w głowie i uderzyło serce jakąś niejasną, słodką nadzieją. Lecz te jasne nadzieje, jak pan sam wiesz, nigdy się nie spełniają, spełniają się zaś inne rzeczy, których nie spodziewaliśmy się wcale, jak pomór na bydło, zaległości podatkowe, sprzedaże przez licytacye i t. d. Grzebałem się jakoś z dnia na dzień, przy pomocy burmistrza Jakóba, który zastąpił poprzedniego mojego rządcę i był, jak się pokazało później, takim samym grabieżcą, jak jego poprzednik, jeżeli nie większym. Oprócz tego ten człowiek zatruwał moje istnienie wonią swych, dziegciem wysmarowanych butów. Jednego razu przypomniałem sobie o znajomej rodzinie w sąsiedztwie; rodzinie, składającej się z dymisyonowanej pułkownikowej i dwóch jej córek. Kazałem zaprządz konie i pojechałem do tych pań. Dzień ten zostanie mi na całe życie pamiętnym, albowiem, w sześć miesięcy później, ożeniłem się z młodszą córką pułkownikowej.