Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zapewne, że można.
— A coś ty za jeden? — spytałem.
— Pański rybak.
— Jakiż z ciebie rybak, jeżeli masz łódź w takim nieporządku?
— Bo w naszej rzece ryb nie ma.
— Ryby nie lubią rdzawiny błotnej — zauważył poważnie mój strzelec.
— No — rzekłem do Jermołaja, postaraj się o pakuły i wyporządź nam łódkę — tylko prędko!
Jermołaj poszedł.
— Wszakże — rzekłem do Władimira — w takiej łodzi możemy pójść na dno...
— Bóg łaskaw — odrzekł. — W każdym razie można przypuszczać, że staw nie jest głęboki.
— Tak; głęboki on nie jest — wtrącił Suczok, który mówił jakoś dziwnie, jakby rozespany — ale na dnie jest grzęzki muł i trawa, cały staw trawą zarośnięty, są i głębie.
— Jednak, jeżeli trawa tak gęsta, to i wiosłować nie będzie można.
— Któż na takiej krypie wiosłuje? Trzeba się odpychać. Ja pojadę z panami. Mam ja taką żerdź, a można i łopatą.
— Łopatą niedobrze — wtrącił Władimir, w niektórych miejscach do dna nie dostanie.
— To prawda.
Usiadłem na mogile, czekając na Jermołaja, Władimir, dla przyzwoitości, odszedł trochę na bok i także usiadł, tylko Suczok stał ciągle na miejscu, zwiesiwszy głowę i założywszy ręce za plecami.