Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

— A panie, ja się nie skarżę. Chwała Bogu, że mnie rybakiem zrobili. A oto innego, takiego jak ja starowinę, Andrzeja Pupyra, pani kazała oddać do fabryki papieru, do czerpalni. Grzech, powiada, darmo chleb zjadać! Andrzej liczył jeszcze na zmiłowanie: ma on siostrzeńca, który w kantorze pańskim pracuje jako pisarz. Obiecał powiedzieć pani o stryju, przypomnieć. No i przypomniał! Ja sam widziałem, jak Andrzej siostrzeńcowi temu do nóg się schylał.
— Czy rodzinę masz? Byłeś żonaty?
— Nie, panie, nie byłem. Nieboszczka Tatiana Wasiliewna, niech Bóg jej da królestwo niebieskie, nikomu nie pozwalała się żenić. Uchowaj Boże! Nieraz mówiła: przecież ja jestem panną i żyję, czegóż oni chcą, co znów za zbytki!?
— Z czegóż żyjesz teraz, bierzesz pensyę?
— Jaką tam pensyę, panie... Jedzenie dają — i z tego jestem, chwała Ci Panie, bardzo kontent. Niech Bóg przedłuży dni naszej pani.
Jermołaj powrócił.
— Łódka naprawiona — rzekł surowo — biegaj po żerdź, ty!
Kuźma pospieszył po żerdź. Przez cały czas rozmowy mojej z biednym starowiną myśliwy Władimir spoglądał na niego z pogardliwym uśmiechem.
— Głupi człowiek — rzekł, gdy ten odszedł — zupełnie niewykształcony, chłop, nic więcej. Dworskim człowiekiem nazwać go nie można, a precz się chwalił! Gdzież jemu aktorem być? Napróżno raczył się pan trudzić rozmową z nim.
W kwadrans później byliśmy już na krypie. Psy zostawiliśmy w izbie pod dozorem stangreta Je-