Jest on niewielkiego wzrostu, kształtnie zbudowany, wcale niebrzydki, ręce i paznogcie utrzymuje bardzo starannie, rumiane jego usta i policzki kwitną zdrowiem.
Ubiera się z gustem, sprowadza książki francuskie, ryciny i gazety, lecz nie jest wielkim amatorem czytania, „Żyda wiecznego tułacza“ ledwie przemęczył. W karty gra doskonale. Wogóle Arkadyusz Pawłowicz ma reputacyę bardzo wykształconego szlachcica i najpoważniejszego kandydata do żeniaczki w całej naszej gubernii. Trzyma się zawsze dobrze, jest ostrożny jak kot, od urodzenia nie był wmieszany w żadną historyę, chociaż, w razie potrzeby, lubi dać się poznać i zaimponować komu nieśmiałemu.
Złem towarzystwem literalnie pogardza, boi się skompromitowania; zato w wesołych chwilach ogłasza się za zwolennika Epikura, chociaż wogóle o filozofii wyraża się pogardliwie, nazywając ją „mglistym pokarmem dusz niemieckich“, a niekiedy poprostu brednią, nonsensem.
Muzykę lubi, przy kartach nuci przez zęby, lecz z uczuciem; pamięta różne wyjątki z „Łucyi z Lamermooru“ i z „Lunatyczki“, lecz śpiewa bardzo wysoko. Na zimę jeździ zwykle do Petersburga. Porządek w domu u niego jest nadzwyczajny; nawet stangreci poddali się jego wpływowi i codziennie nietylko wycierają chomonta i czyszczą liberyę, ale myją nawet swoje własne twarze.
Jego ludzie dworscy patrzą, co prawda, z podełba, ale u nas w Rosyi trudno odróżnić człowieka ponurego od zaspanego.
Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.