z podwórza wyprowadził i kobietę moją pobił, oto łaskawca — powiedział i wskazał na Sofrana.
Pan Pienoczkin spochmurniał.
— Co to ma znaczyć — spytał burmistrza półgłosem i z widocznem niezadowoleniem.
— Człowiek pijany — odpowiedział burmistrz — próżniak, z zaległości nie wychodzi już piąty rok.
— Sofron Jakowlicz za mnie zaległość wniósł, już piąty rok temu jak wniósł — i od tej pory wpędził mnie w kabałę.
— A dlaczego była zaległość — groźnie zapytał pan Pienoczkin? Dlatego, że pić lubisz? po szynkach się włóczysz? Znam ja was, pilibyście tylko i na piecach leżeli, a porządny chłop musi za was odpowiadać.
— I grubijanin także — wtrącił burmistrz.
— No, to ma się rozumieć, zawsze tak bywa, ja już to nieraz zauważyłem; cały rok hula, nie szanuje nikogo, a potem do nóg upada.
— Ojcze Arkadyuszu Pawłowiczu — z rozpaczą rzekł chłop — zmiłuj się, broń mię; jakiż ja grubijanin? Jak przed Bogiem mówię, już siły nie starczy, nie lubi mnie Sofron Jakowlicz; za co, niech go Bóg sądzi, gubi mnie i niszczy i teraz oto ostatniego syna, i tego... (po żółtych i zmarszczonych policzkach starca popłynęły łzy) zmiłuj się panie, ratuj!
— I nie nas tylko — zaczął młody chłop.
Arkadyusz Pawłowicz nagle wybuchnął:
— A ciebie kto pyta? Nie pytają cię, to milcz. Co to jest? Milczeć, mówię ci, milczeć! Ależ to bunt! Nie, bracie, nie radzę ci się buntować, nie radzę. (Arkadyusz Pawłowicz zrobił krok naprzód, lecz za-
Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.