Wyrzekli go się, jako człowieka niezdatnego do żadnej roboty.
Prochu i śrutu, ma się rozumieć, nie dawali mu, trzymając się widocznie tej zasady, dla której i on psa swego nie żywił.
Jermołaj był to człowiek dziwnego rodzaju, nie troszczący się o nic, jak ptak; dość gadatliwy, roztargniony i na pozór niezgrabny, lubił bardzo pić, na miejscu ustalić się nie mógł, idąc, powłóczył nogami i przewalał się z boku na bok, ale tak włócząc nogami i tak przewalając się, mógł przejść pięćdziesiąt wiorst na dobę. Miewał on najrozmaitsze przygody: nocował w błotach, na drzewach, na dachach, pod mostami, siadywał nieraz w zamknięciu w piwnicach, na strychach, w stodołach. Tracił broń, psa, najniezbędniejsze części ubrania, bywał bity mocno i długo, — a jednak po niejakim czasie powracał do domu, odziany, z bronią i z psem...
Nie można go było nazwać człowiekiem wesołym, chociaż prawie zawsze znajdował się w dość dobrem usposobieniu; wogóle robił wrażenie cudaka.
Jermołaj lubił pogwarzyć z dobrym człowiekiem, szczególniej przy kieliszku, lecz i to niedługo: wstaje i odchodzi.
— Dokądże ty, dyable, idziesz? noc teraz.
— A do Czaplina.
— Na cóż masz wlec się do Czaplina o dziesięć wiorst?
— Tam, u Sofrona przenocuję.
— To nocuj tu.
— Nie, nie można.
Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.