z najmilszemi ich wspomnieniami; i jakiż wniosek z tych złudnych mar dziki zwykle wysnuwa? Ten, że są one przedsmakiem innej krainy, nie tej, gdzie go los umieścił. Od czasu do czasu nawiedzają go, we śnie widma tych, których kochał lub nienawidził za życia; widzenia te są dla niego niezbitymi dowodami istnienia i nieśmiertelności duszy. My nawet, z naszą wysoką cywilizacyą, nigdy nie zdołamy otrząsnąć się od podobnych wrażeń i zawsze wyciągamy z nich takie same wnioski, jak nasi nieokrzesani przodkowie. Wznioślejszy poziom życia naszego wcale nie uwalnia nas od niezbędnego działania własnego naszego ustroju, tak samo jak nie zabezpiecza od chorób i słabości. Pod tym względem wszyscy ludzie na kuli ziemskiej są równi. Dzicy czy ucywilizowani, wszyscy nosimy w sobie przyrząd, obdarzający nas wspomnieniami najpamiętniejszych wypadków, które nas spotykały. Potrzeba tylko chwili spoczynku albo słabości, kiedy wpływ świata zewnętrznego się zmniejsza, aby w pełni na jaw wystąpiły; a właśnie w tych chwilach najlepiej jesteśmy przygotowani do przyjęcia prawd, które nam nasuwają. Przyrząd ten nie zważa na osoby. Nie uwalnia on możnych od napomnień, a prostaczków nie zostawia bez pociechy przyszłego życia. Głuchy na wszelkie podszepty własnej korzyści lub zysku, działając bez żadnego udziału woli ludzkiej, lecz zawsze obecny, gdziekolwiekbyśmy kroki skierowali, ze śladów
Strona:J. W. Draper - Dzieje stosunku wiary do rozumu.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.