Strona:J. W. Draper - Dzieje stosunku wiary do rozumu.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.

jeden człowiek, jasno rzeczy widzący, dochodził prawdy, a wszyscy inni, którzy nań napadali i prześladowali go, musieli później przyjmować jego wynalazki! Czyż nie takie były dzieje wielu znakomitych odkryć?
Nie do nauki należy godzenie tych powaśnionych stronnictw; nie jej jest obowiązkiem orzeczenie, czy dla człowieka religijnego sprawdzian prawdy znajdzie się w biblii, w soborze powszechnym, czy w papieżu. Ona domaga się tylko prawa, które tak chętnie innym przyznaje, mianowicie prawa posiadania własnego kryteryum. Jeżeli z pogardą patrzy na wątpliwe legendy, jeżeli na głos większości w ustaleniu prawdy nie zwraca najmniejszej uwagi, jeżeli uroszczenia ludzkie do nieomylności pozostawia sądowi surowej logiki przyszłych wypadków, to z tąż samą chłodną beznamiętnością, którą okazuje wobec spraw powyższych, obchodzi się i z własnemi swojemi zasadami. Więc bez wahania wyrzekłaby się teoryi ciążenia lub falowania, jeżeliby dostrzegła, że się nie zgadzają z faktami. Dla niej natchnionem pismem jest księga przyrody, której otwarte karty rozwijają się same przed oczami każdego. Stojąc śmiało przed wszystkimi, nie potrzebuje ona żadnych stowarzyszeń do rozszerzania się. Jej, nieskończonej rozległością, a wiecznej trwaniem, nigdy przekupić nie zdoła ani ambicya, ani fanatyzm ludzki. Na ziemi zdobi ją wszystko, co wspaniałe i piękne, a na niebie głoskami jej są słońca i światy.