musimy rozszerzyć pogląd nasz na działanie praw i uznać panowanie ich w stworzeniu i zachowaniu niezliczonych gwiazd, któremi roi się wszechświat.
Locz mogą nas zapytać: „Czy nie będzie to straszną bezbożnością? Czy nie wyłączamy Boga Wszechmogącego ze świata, który on stworzył?“
Nieraz przyglądaliśmy się utworzeniu chmurki na pogodnem niebie. Mglisty punkcik, zaledwie widzialny, malutka smuga obłoczna, rośnie, ciemnieje i zgęszcza się, aż nareszcie pokryje wielką część niebios. Przybiera dziwaczne kształty, pożycza blaski słoneczne, unosi się z wiatrem naprzód, a potem jak nieznacznie powstała, tak niepostrzeżenie znika, rozwiewając się w czystem powietrzu.
Otóż powiadamy, że drobniutkie kropelki, z których chmura się składała, powstały ze zgęszczenia wyziewów wodnych, napełniających powietrze, przez obniżenie temperatury; wiemy jaką drogą przyjęły one postać późniejszą. Jasność lub ciemność chmury tłómaczymy przyczynami optycznemi; mechanicznemi objaśniamy unoszenie się jej z wiatrem; zniknięcie zaś przypisujemy powodom chemicznym. Nigdy nam na myśl nie przyjdzie powoływać się na wmięszanie się Wszechmocnego dla wytłómaczenia początku i postaci tego przelotnego zjawiska. Owszem, tłómaczymy fakta, składające je, prawami fizycznemi, a nawet przez uszanowanie, wahalibyśmy się widzieć w nich pomoc palca bożego.
Strona:J. W. Draper - Dzieje stosunku wiary do rozumu.djvu/303
Ta strona została uwierzytelniona.