Przez ciąg przeszło tysiąca lat papieże byli rządcami Rzymu. Zapewne, zachodziły w nim nieraz spustoszenia, za które nie na nich wina spada; ale winnymi byli w tem, że nigdy dzielnego a wytrwałego starania nie uczynili ku materyalnemu podźwignięciu miasta. Zamiast stać w tym względzie przykładem do naśladowania dla całego świata, zostawało ono właśnie przykładem takiego stanu, jakiego należy unikać. Z czasem było coraz gorzej; aż doszło do tego, że za czasów reformacyi żaden pobożny wędrowiec nie mógł go nawiedzić bez wstrętu.
Papieztwo, odrzucając naukę jako zgoła niezgodną z jego uroszczeniami, w ostatnich wiekach próbowało zachęty sztuk pięknych. Lecz muzyka i malarstwo, choć mogą być śliczną ozdobą życia, nie zawierają w sobie dość siły żywotnej na zrobienie silnym słabego narodu; nic, coby mogło zapewnić stały dobrobyt i pomyślność społeczeństwu; dlatego więc za czasów reformacyi, w oczach każdego, kto się głębiej nad stanem jego zastanawiał, Rzym stracił wszelką dzielność życia. Przestał już być panem tak fizycznego jak religijnego postępu. Zamiast postępowego hasła rzeczypospolitej i cesarstwa, postawił on nieruchomo zasady papieztwa. Miał zresztą pozory pobożności i zamiłowania w sztukach. W tym względzie podobny był do owych mnichów, których czasem oglądamy pod sklepieniem klasztorów kapucyńskich, w ciemnych
Strona:J. W. Draper - Dzieje stosunku wiary do rozumu.djvu/323
Ta strona została uwierzytelniona.