Strona:J. W. Draper - Dzieje stosunku wiary do rozumu.djvu/367

Ta strona została uwierzytelniona.

wywalczył swe prawa w zakresie teologicznym. Stoczono nasamprzód kilka wstępnych utarczek o odpusty i inne drobniejsze sprawy; ale wkrótce wyszła na jaw istotna przyczyna zatargu. Marcin Luter oświadczył, że nie chce myśleć tak, jak nakazywała zwierzchność kościelna w Rzymie, utrzymując, że posiada niezaprzeczone prawo pojmowania biblii po swojemu.
Na pierwszy rzut oka Marcin Luter wydał się Rzymowi pospolitym, krnąbrnym, kłótliwym mnichem. Gdyby się inkwizycyi udało złapać go, toby się prędko z nim załatwiła; lecz gdy się spór zaciągnął, spostrzeżono, że Marcin stoi nie sam jeden. Tysiące ludzi, jak on mężnych, biegło mu na pomoc; podczas gdy on wchodził w szranki z pismem i słowem, tamci popierali tezy jego orężem.
Obelgi, które miotano na Lutra i postępki jego, były równie gwałtowne, jak śmieszne. Twierdzono, że ojciec jego nie był małżonek jego matki, ale przebrzydły inkubus, który ją uwiódł; że po dziewięcioletniej walce z własnem sumieniem stał się bezbożnikiem; że zaprzeczał nieśmiertelności duszy; że pisał hymny na cześć pijaństwa, nałogu, któremu się stale oddawał; że bluźnił na pismo święte, a szczególnie na Mojżesza; że nie wierzył ani trochę w to, co opowiadał; że list ś. Jakóba nazywał błahostką; a nadewszystko, że reformacya była dziełem nie jego, ale jakiegoś astrologicznego zestawienia gwiazd. Powtarzano zresztą pomiędzy