Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/126

Ta strona została przepisana.

Jest mi bardzo przyjemnie — mówiła — nadzwyczaj przyjemnie, że pan się zgadza. Z zainstalowaniem pana na wsi przy stadninie nie będzie żadnych trudnści. Tymczasem zaś pozwoli pan, że pójdę na górę po pieniądze.
W tej chwili spostrzegła w jego oczach iskrę zwątpienia i dodała szybko.
— Nie ufa mi pan jeszcze? A ja przecież nie waham się pożyczyć panu trzysta dolarów.
— Ależ ufam pani najzupełniej — odparł z galanterją. To tylko zdenerwowanie. Nic więcej. Nie mogę go jakoś opanować.
— A więc zgadza się pan na to, żebym wyszła z pokoju?
Zanim jednak zdążył odpowiedzieć, słuch jej pochwycił słaby, odległy szmer. Widziała, że to skrzypnęły drzwi od pokoju kamerdynera. Odgłos był nikły. Była to raczej nieznaczna wibracja powietrza niż dźwięk. Nie dosłyszałaby go może wcale, gdyby ucho jej nie oczekiwało i nie pragnęło już oddawna tego dźwięku. Ale słuch mężczyzny również był natężony. Spokój jego pierzchnął.
— Co to było? — spytał czujnie.
Zamiast odpowiedzi lewą ręką z błyskawicną szybkością pochwyciła rewolwer. Miała przewagę i skorzystała z niej niezwłocznie. W następnej chwili jego dłoń wykonała ten sam ruch, ale w miejscu, w którem przed mgnieniem jeszcze leżał rewolwer była już pustka.
— Proszę usiąść w tej chwili — wydała krót-