Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/18

Ta strona została przepisana.

drych rzeczach, których nie rozumie żaden człowiek na ziemi.
Trefethan urwał nagle i zażądał nowej szklanki whisky.
— Chciałam biec nocami jak dziki stwór leśny, — opowiadała mi innym razem. — Pragnęłam tego tylko dla samej przyjemności biegu w świetle miesiąca i gwiazd. Biała i naga biegłabym wśród mroków nocy, które, wiedziałam to dobrze, muszą być miękkie i rozkoszne jak atlas. Pewnego wieczoru znów głowa zaciążyła mi jak ołów. Był to niezmiernie upalny dzień. Ciasto na chleb nie chciało się podnosić, a robienie masła szło opieszale. Byłam zdenerwowana i roztargniona więcej niż zwykle. Tego wieczoru powiedziałam ojcu o mych pragnieniach. Spojrzał na mnie trochę zdziwiony, trochę przestraszony. Po namyśle dał mi wtedy jakieś dwie pigułki. Kazał mi pójść spać i powiedział, że nazajutrz będę zupełnie zdrowa. Wobec tego nie mówiłam już o mych marzeniach ani z ojcem ani z nikim.
Rodzina jej wkrótce opuściła fermę. Myślę, że zmusił ją do tego nieurodzaj. Przeniosła się do Seattle. Tam pracowała początkowo na fabryce. Długie, długie godziny, wiecie. Zabójcza praca. W następnym roku była kelnerką w taniej restauracji, garkuchni, jak ją nazywała.
Powiedziała mi pewnego razu.
— Sądzę, że to czego pragnęłam było Bajką. Ale takich marzeń nie tolerują ani w fabrykach ani w garkuchniach.