Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/22

Ta strona została przepisana.

Przyszło jej to tak dość zwyczajnie, choć wszelkie szanse były za tem aby żyła nadal i umarła z czasem między swemi rondlami i patelniami. Ale nagle „rozległo się zaklęcie i marzenie stało się rzeczywistością“. To było wszystko czego potrzebowała. Osiągnęła to nareszcie.
— Zbudziwszy się pewnego poranku — tak mi opowiadała — spostrzegłam porzucony strzępek gazety. Przeczytałam. Do dziś pamiętam i mogę powtórzyć każde słowo.
I powiedziawszy to zacytowała ustęp z „Krzyku ludzkości“ Thoreau.
„Pokrzepiające“ są dla mnie zjawiskiem młode sosny wyrastające z roku na rok wśród uprawnych pil. Mówimy o potrzebie cywilizowania Indjan. Ale czy w ten sposób osiągnie to plemię doskonałość? Przecież niezależność i mglistość wpółnieświadomego leśnego bytu daje Indjaninowi możność obcowaniu z jego narodowemi bóstwami. Od czasu do czasu wskutek tego dostępuje on rzadkiego i osobliwego daru — całkowitego zespolenia się z przyrodą. W umyśle jego migoczą błyski gwiezdnej mądrości która nie gości w progach naszych salonów. Jasność jego umysłu, mglista dlatego tylko jedynie że daleka, jest jak słabe, a jednak czyste promieniowanie gwiazd w porównaniu z niepięknem i złudnem, a krótkotrwałem jarzeniem świec. Krajowcy z Wysp Towarzyskich czczą bóstwa, zrodzone z światłości słonecznej, na jedną chwilę jednak nie przypuszczają, aby te dzieci dnia mogły mieć dawność równie