Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/23

Ta strona została przepisana.

starożytną jak bóstwa zrodzone w mrokach nocy.
Słowo za słowem powtarzała ten ustęp Thoreau. Zapomniałem o jej wymowie. Słowa te były uroczyste. Brzmiały jak wyznanie religji, pogańskiej jeśli chcecie, ale wcielonej w jej żywą postać.
— Więcej nie było — dodała z wielkim żalem w głosie. — Był to jedynie strzępek gazety. Thorereau jednak wydał mi się mądrym człowiekiem. Chciałabym dowiedzieć się czegoś o nim.
Umilkła na chwilę. I przysięgam wam, że twarz jej przybrała wyraz prawdziwej świętości w następnej chwili, kiedy powiedziała:
— Byłabym dlań dobrą żoną.
Mówiła potem dalej.
— Po przeczytaniu tego urywka zrozumiałam, co się działo ze mną. Byłam zrodzoną w mrokach nocy. Ja, która żyła dotąd z dziećmi dnia byłam córą nocy. Oto dlaczego nie wystarczało mi gotowanie i zmywanie naczyń. Ztąd właśnie wypływała moja tęsknota do nagości i szalonego biegu w promieniach księżycowej poświaty. Zrozumiałam wówczas, że mała garkuchnia z Juneau nie była odpowiedniem dla mnie siedliskiem. Postanowiłam ją porzucić. Spakowałam pewnego dnia nieliczne manatki i wyszłam. Jake zauważył to i próbował mnie zatrzymać
— Co chcesz zrobić? — spytał.
— Daję ci rozwód i sama go biorę, — odparłam. — Tęsknię za puszczą leśną, do której należę.