Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/27

Ta strona została przepisana.

węzeł i na moje dłonie poczęło się sypać złoto. Cały potok złota. Były tam duże bryłki i drobniejsze, trochę grubszego piasku, przeważały jednak bryłki, wielkości orzecha, świeże i surowe zupełnie, nie wykazujące żadnych śladów przepłukiwania.
— Mówisz pan, że jesteś inżynierem górnikiem — rzekła — i że znasz dobrze ten kraj. Proszę mi zatem powiedzieć skąd pochodzi złoto tej barwy.
Nie, nie mogłam tego określić. W każdym bądź razie bryłki nie wykazywały domieszki srebra. Było to czyste, rodzime złoto. Tak też powiedziałem.
— Wiem o tem — rzekła. — Za uncję dawano mi dwadzieścia dolarów. Tymczasem za złoto z Minook nie osięga się nawet osiemnastu, zaś złoto z Eldorado kosztuje tylko siedemnaście. Oto co znalazłam w workach, między kośćmi końskich szkieletów. Sto pięćdziesiąt funtów rodzimego złota.
— Ależ to jest ćwierć miljona dolarów, — wykrzyknąłem.
— Tak też obliczałam mniej więcei — odparła. — Mówmy więc o Bajce. Taki oto skarb znalazłam w ciągu trzech dni mej włóczęgi ja, która przez wszystkie lata mego życia byłam tylko niewolnicą. Ale cóż się stało z ludźmi, co wydarli to złoto z głębi ziemi? Często, ach często myślałam o nich. Zostawili swoje konie, okulbaczone i związane, poczem znikli nagle z powierzchni ziemi, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. O losie ich nie