Wróciwszy z wędrówki do Oakland, poszedłem znów do przystani i odnowiłem koleżeństwo z Nelsenem, który przebywał cały czas na brzegu i prowadził życie jeszcze bardziej warjackie niż przedtem. Spędzałem więc z nim długie godziny na wybrzeżu, puszczając się od czasu do czasu na morze, na kilka dni, na statkach nie mających stałej załogi.
W rezultacie, odczułem brak odświeżających okresów abstynencji na wolnem powietrzu morskiem, i ożywczego trudu. Piłem dzień w dzień, a ilekroć nadarzyła się okazja piłem do upadłego; i postępowałem tak, wciąż będąc przekonanym, iż tajemnica John’a Barleycorn polega na piciu aż do zbydlęcenia i utraty rozumu. W tym okresie przesiąkłem nawskroś alkoholem. Czas spędzałem przeważnie w szynkach, stałem się nicponiem, huncwotem i gorzej jeszcze.
I znów począł John Barleycorn chwytać mię w swe sidła w sposób jeszcze bardziej zdradliwy i nie mniej groźny niż wtedy, gdy mnie omal nie pogrążył w bałwanach morskich. Do siedmnastu lat brakowało mi jeszcze parę miesięcy; jakakolwiek praca
Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/112
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XIV