Nieraz czytasz, że taki lub owaki nałogowy pijak zmarł nagle w ten sposób z powodu zakładu. Lecz ja o tem nie wiedziałem wówczas. Dowiedziałem się jednak i nie przez bohaterstwo lub odwagę, lecz poprostu dzięki szczęśliwemu przypadkowi i zdrowemu organizmowi. I znów mój organizm zatriumfował nad John’em Barleycorn. Po raz drugi wyrwałem się z otchłani śmierci, znów wygramoliłem się z bagna i dzięki niebezpieczeństwu posiadłem umiar w pijaństwie, a wskutek tego mogłem dalej roztropnie pić jeszcze niejeden roczek.
Nieba! Dwadzieścia lat minęło odtąd, a cieszę się pełnem zdrowiem i rozumem; niejedno widziałem, przeżyłem w tym okresie lat; dreszcz mnie przejmuje, gdy wspominam jak o włos miałem nóż na gardle, i jak niewiele brakowało, ażebym utracił tę piątą część stulecia, które przeżyłem tak wspaniale. No, nie była to zasługa John’a Barleycorn, iż mnie nie zgubił w owej pamiętnej nocy demonstrowania straży pożarnej z Hancock.
Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/122
Ta strona została przepisana.