Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/125

Ta strona została przepisana.

Rozważając moje położenie, doszedłem do przekonania, że prowadzę zły tryb życia. Spychał on mnie zbyt szybko ku śmierci, a to się nie uśmiechałobynajmniej mej młodzieńczej ruchliwości. Jedna pozostawała droga do wydostania się z tej niebezpiecznej sytuacji, a mianowicie wyrwać się na morze. Flota poławiaczy fok zimowała w zatoce San-Francisco i spotykałem w szynkach szyprów, marynarzy, harpunników, sterników łodzi i wioślarzy. Zawarłem znajomość z harpunnikiem Pete Holtem i zgodziłem się zostać wioślarzem i zaciągnąć się z nimi na ten sam szkuner. Musiałem wypić z Pete Holtem, od czasu do czasu, pół tuzina kieliszków dla przypieczętowania naszej umowy.
Odrazu odżyła we mnie dawna awanturniczość, uśpiona przez John’a Barleycorn. Poczułem się nagle znużony życiem w szynkach nad Oaklandskim wybrzeżem, i dziwiłem się sam sobie, że mogło mnie to przedtem bawić. A gdy w mózgu moim wylęgła się owa wizja śmiertelnej drogi, począłem coraz bardziej obawiać się, że może mi się jeszcze coś przytrafić zanim wyruszą w podróż, która miała wypaść mniej więcej na styczeń. Żyłem zatem bardziej oględnie, nie piłem już do upadłego, natomiast częściej wymykałem się do domu. Gdy pijatyka zaczynała zamieniać się w orgję, wysuwałem się chyłkiem. Gdy pijany Nelson zaczynał szaleć, starałem się odłączyć od niego.
12 stycznia 1893 roku skończyłem lat 17, a 20 stycznia podpisałem w obecności agenta żeglugi artykuły regulaminu „Sofji Sutherland”, trzymaszto-