Z wysp Bonin skierowaliśmy się na północ, celem znalezienia stada fok, i polowaliśmy wciąż w kierunku północnym przez dni sto wśród ciężkich mrozów, wrzynając się w gęste mgły, które zakrywały nam słońce na przeciąg tygodnia i dłużej. Była to ciężka i dzika praca, i ani przez myśl wówczas nie przeszło aby wypić. W końcu pożeglowaliśmy na południe do Yokohamy z ogromnym łupem skór zasolonych i z grubo zalegającą zapłatą.
Drżałem z niecierpliwości, aby wylądować i ujrzyć Japonję, lecz pierwszy dzień zeszedł na pracach okrętowych i my, żeglarze, nie mogliśmy wysiąść na ląd aż do samego wieczora. I znów przez naturalny zbieg okoliczności, dzięki systemowi organizacji życia i sposobom załatwiania spraw przez mężczyzn, John Barleycorn wyciągnął po mnie łapę i uchwycił mnie w swe szpony. Kapitan wypłacił naszą gażę harpunnikom, ci zaś czekali na nas w jakimś japońskim domu publicznym by ją nam wręczyć. Udaliśmy się tam w rikszach. Nasi ludzie zajęli cały dom. I znów polały się trunki. Wszyscy mieli pie-
Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/138
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XVII