Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/156

Wystąpił problem z korektą tej strony.

czyła go Haydee. Gdyby udało się to zapewnić, pozostawałoby mi tylko napisać bilecik.
I tak się też stało. Podczas kradzionych schadzek półgodzinnych poznałem słodkie upojenie miłości młodej pary. Być może, iż pierwsza miłość nie jest największą w życiu, lecz śmiało mogę zapewnić, iż jest najsłodszą. Jakże miło ją wspominać. Żadna dziewczyna nie miała jeszcze tak niewinnego kochanka, jakim ja byłem, a równocześnie z takiem doświadczeniem i gwałtownością nad mój wiek. Ja, przezwany niegdyś Księciem piratów ostryg, który zmierzyłem świat wzdłuż i wszerz w towarzystwie dojrzałych mężów; ja, który umiałem żeglować, utrzymać się na reji wśród burz i wiatrów; ja, który odważnie wchodziłem między najgorszych wisielców portowych i wdawałem się w najsroższe bijatyki; ja, który częstowałem całą załogę — nie miałem teraz pojęcia, o czem rozpocząć rozmowę, co robić z tem dzieckiem, z tą kobietką, której spódniczka ledwie sięgała buciczków, dla której życie było równie ciemną tajemnicą, jak dla mnie, chociaż w jej oczach uchodziłem za wielkiego mędrca.
Pamiętam, siedzieliśmy na ławce przy świetle gwiazd. Dzieliła nas od siebie stopa odległości. Zaledwie śmieliśmy spoglądać na siebie; łokcie nasze stykały się lekko na poręczy ławki. Przez cały ten czas, oszalały ze szczęścia, wyszukując jak najpiękniejszych słów, aby nie urazić jej delikatnych uszu, łamałem sobie przy tem głowę, by odgadnąć czego ona w owym momencie oczekuje ode mnie. Czego spodziewa się dziewczyna, siedząc z chłopcem