Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/159

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XIX

Gdy byłem z ludźmi, którzy nie pili, nie pomyślałem nawet o alkoholu. Louis nie pił. Zresztą ani on ani ja nie mogliśmy sobie na to pozwolić; a co ważniejsze, nie czuliśmy potrzeby picia. Byliśmy zdrowi, normalni i niealkoholicy. Gdybyśmy byli alkoholikami, bylibyśmy pili bez względu na to, czybyśmy sobie na to mogli pozwolić, czy nie.
Co wieczór, po skończonej pracy dziennej, po umyciu się, zmianie ubrania i zjedzeniu kolacji, spotykaliśmy się na rogu lub w maleńkiej cukierence. Lecz wkrótce minęły ciepłe wieczory jesienne i nastały mrozy, a wieczór mglisty i dżdżysty niezbyt zachęca do schadzek. Cukierenka nasza była nieopalona. Nita, czy ktokolwiek inny za bufetem, ilekroć nie trzeba było podawać, wybiegali do tylnego pokoju, mieszkania prywatnego, aby się ogrzać. Nam nie wolno było tam wchodzić, a w lokalu nie było cieplej niż na dworze.
Omówiliśmy z Louisem sytuację, z której jedno tylko było wyjście: szynk, punkt zborny dla mężczyzn, gdzie raczono się John’em Barleycorn. Dziś