ście do trzynastu godzin dziennie, przyczem nie płacono mi nawet za godziny nadliczbowe, tak jak w fabryce konserw.
Ostatecznie zdradzę tu tajemnicę. Spełniałem pracę dwóch ludzi. Przede mną spełniał jeden dojrzały, dobrze zbudowany robotnik pracę sypania węgla dla zmiany dziennej, a drugi równie dojrzały i dobrze zbudowany dla nocnej. Każdy z nich otrzymywał po czterdzieści dolarów miesięcznie. Superintendent, zamierzając wprowadzić oszczędności w wydatkach, skłonił mnie do pracy za dwóch, za trzydzieści dolarów miesięcznie. Byłem przekonany, że robi ze mnie elektrotechnika. W rzeczywistości oszczędzał on pięćdziesiąt dolarów dla towarzystwa.
Nie wiedziałem jednak, że pozbawiam pracy dwóch ludzi. Nikt mi o tem nie mówił. Przeciwnie, superintendent surowo zabronił, by mi o tem nie powiedziano. Z jakim rozmachem wziąłem się do pracy pierwszego dnia. Pracowałem z największą szybkością. Napełniałem żelazną taczką węglem, podwoziłem do wagi, ważyłem ładunek, wtaczałem go do kotłowni, wyrzucając na platformą przed paleniskami.
Praca! Robiłem więcej niż tych dwóch, których pozbawiłem zajęcia. Oni przywozili jedynie węgiel i zrzucali go na platformy. Ale ja, robiąc to dla zmiany dziennej, musiałem równocześnie gromadzić stos pod ścianą palarni dla zmiany nocnej. Palarnia zaś była zbyt ciasną, gdyż obliczona było dla oddzielnego węglarza w nocy. Musiałem zatem układać węgiel wysoko w górę, podpierając stos grubemi dy-
Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/172
Ta strona została przepisana.