Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/197

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXIV

Przyjąłem pracę w małej pralni, z najnowszem urządzeniem maszyn, w Belmont Academy, na wsi. Z jeszcze jednym towarzyszem spełnialiśmy całą pracę, począwszy od sortowania i prania, skończywszy na wysztywnianiu białych koszul, kołnierzy i mankietów, nie wyłączając prasowania fatałaszków dla żon profesorów. Pracowaliśmy z wściekłością tygrysów, szczególnie, że z nadejściem lata, chłopcy z akademji zaczęli się ubierać w płócienne spodenki. Wyprasowanie takiej pary płóciennych spodenek zajmuje moc czasu, a tyle było tych par! W pocie czoła spędzaliśmy niekończące się tygodnie, pochyleni nad tą pracą syzyfową. Niejedną noc harowałem z moim towarzyszem w świetle elektrycznem, przy maglu automatycznym lub przy żelazku, podczas gdy studenci na górze chrapali smacznie w swych łóżkach.
Godziny ciągnęły się bez końca, pracy bez miar, mimo iż z czasem staliśmy się mistrzami w sztuce eliminowania zbędnych ruchów. Pobierałem miesięcznie trzydzieści dolarów, prócz utrzymania; jednak już nieznaczny postęp w stosunku do mej płacy za pra-