Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/202

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXV

Po tej pralni siostra z szwagrem wyprawili mnie do Klondyke. Była to pierwsza fala wyprawy po złoto w tę stronę, wczesną jesienią 1897 roku. Liczyłem lat dwadzieścia jeden i byłem w świetnej formie. Pamiętam, jak w końcu dwudziestośmio-milowej przeprawy przez Chilcoot z Dyca Beech do jeziora Lindermana dorównywałem Indjanom w noszeniu ciężarów, a wielu z nich przewyższałem w tej sztuce. Ostatni etap do jeziora Linderman wynosił trzy mile. Przebywałem tę drogę cztery razy dziennie tam i z powrotem, przenosząc za każdym razem stopięćdziesiąt funtów. Znaczy to, że robiłem dziennie na najgorszej drodze dwadzieścia osiem mil, z tego połowę z ciężarem stu pięćdziesięciu funtów na plecach.
Tak to porzuciłem karjerę i udałem się na nowo na poszukiwanie przygód celem zdobycia majątku. Naturalnie spotkałem tu znów Johna Barleycorn. Znowu te setne zuchy, obieżyświaty i awanturnicy, dla których głód był zabawką, którzy jednak bez wódki obejść się nie mogli.