Gdy „Snark” wypłynął w długą podróż z San Francisco, na pokładzie nie było alkoholu, względnie nikt z nas nie zauważył, czy trunki jakie były, nie myśląc o nich przez długie miesiące. Żeglowanie na „suchym” statku było złośliwością, którą popełniłem z premedytacją, płatając figla Johnowi Barleycorn. Dowód, że niezupełnie puszczałem mimo uszu owych leciutkich ostrzerzeń, docierających do mej świadomości.
Oczywiście stwarzałem sobie pozory, usprawiedliwając się niejako przed Johnem Barleycorn; czyniłem to metodą naukową, mówiąc sobie, że będę pił tylko w portach. Organizm mój w czasie „suchych” okresów żeglugi odczyści się od alkoholu, którym nasiąknął, tak że przybywszy do portu, będę mógł tem dokumentniej rozkoszować się Johnem Barleycorn. Podrażnienie jego będzie bardziej ostre, a podniecenie mocniejsze i rozkoszniejsze.
Drogę między San Francisco a Honolulu odbyliśmy w dwudziestu siedmiu dniach. Pierwszy dzień upłynął, a myśl o piciu nie trapiła mnie wcale. Wzmian-
Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/244
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXXII