w nadziei, że Nelson przyjmie to wyjaśnienie, dlaczego pozwoliłem mu stawiać aż sześć kolejek zrzędu.
„Oh, mogłeś tego nie robić,” odpowiedział. „Johnny wierzy takim zuchom, jak ty, nieprawdaż Johnny?”
„Ma się rozumieć,“ potwierdził Johnny, uśmiechając się.
„Jak tam dużo nasmarowałeś na mnie? przekomarzał się Nelson.
Johnny wyciągnął książkę, którą trzymał za bufetem, znalazł stronicę Nelsona, zrobił dodawanie i wymienił sumę kilku dolarów. Naraz zapragnąłem posiadać taką stronicę w książce. Wydało mi się to ostateczną cechą męskości.
Po kilku kolejkach, na które nalegałem i płaciłem, Nelson zdecydował się wyjść. Rozstaliśmy się prawdziwie po przyjacielsku i powlekłem się w dół, ku łodzi Razzle Dazzle. Spider rozpalał właśnie ogień, aby ugotować kolację.
„Gdzieś ty się tak ululał?” kpił ze mnie poufale.
„Oh, byłem z Nelsonem”, odpowiedziałem z udaną niedbałością, starając się ukryć moją dumę.
Nagle przyszła mi do głowy myśl. Oto jeszcze jeden z moich kolegów. Obecnie, skoro już doszedłem do pewnej koncepcji, mogę ją pogłębić w praktyce.
„Chodź,” powiedziałem, „pójdziemy do Johnny’ego i będziemy pili.”
Idąc na przystań spotkaliśmy przechodzącego Clam’a. Clam, który był wspólnikiem Nelsona, a
Strona:Jack London - John Barleycorn.djvu/76
Ta strona została przepisana.